Mateusz odebrał niespodziewany telefon. Z zaproszeniem. Na prawie randkę. No dobrze na randkę, tylko był zaskoczony i pomyślał, że to może tak żartem. Nie, żeby dziewczyna mu się nie podobała. Wręcz przeciwnie. Sam snuł się po parcelach publicznych w nadziei na przypadkowe spotkanie. Wziął nawet jej numer od Agaty, ale nie miał śmiałości zadzwonić. A tu nagle ona zadzwoniła pierwsza. Mary. Dziewczyna, z która tak cudownie się rozmawiało na ślubie młodszej siostrzyczki. Jakby znali się od lat. Co technicznie było prawdą, przecież ją znał od dawna, to przecież koleżanka Agaty z liceum. Tyle, że wcześniej jakoś nigdy ze sobą nie rozmawiali. No więc Mary zadzwoniła. Niedaleko jej domu jest knajpka, w starym dworcu kolejowym. Bardzo klimatyczna zarówno knajpka jak i otoczenie.
Miłe jedzenie, akurat trwał damski zlot, więc wokół było pełno ładnych dziewczyn.
No i Mateusz wreszcie się ośmielił.
A potem Mary namówiła go na spacer po okolicy, który zakończyli jak para zakochanych gówniarzy.